czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział 7

Spędziliśmy u mamy już 2 dni. Obok domu miałam kryte korty wiec miałam okazję trochę poćwiczyć. W poniedziałek rano usłyszałam jakby ktoś wleciał do mojego pokoju. Obudziło mnie to lecz byłam tak leniwa że nie chciało mi się otworzyć oczu.
-Meggie tragedia!
-Oh shut up Louis! - krzyknęłam w dalszym ciągu nie podnosząc powiek.
Zaraz, zaraz, Lou?- Pomyślałam. Chyba jeszcze śpie.
-Margaret to nie jest śmieszne. Rusz dupe. - ten sen coraz bardziej przypominał mi rzeczywistość. Skoczył mi na nogi. To już nie był sen, a raczej napewno już nie spałam.
-Auu Lou!! Co ty właściwie tu robisz? Teraz, o tej porze. Wogóle?!
-Też się cieszę że cię widzę.
-A wiec to nie był sen. Więc po co tu przyszedłeś i tak gwałtownie mnie obudziłeś? - spytałam nadal leżac w łóżku,
-Twoja mama zrobiła remont w pokoju i wszędzie są paski!
-Louisie Tomlinsonie! Sam jej doradzałeś!
-Jestem geniuszem. ( czyt. Jestę Geniuszę). Musisz zejśc ze mną na dół. - powiedział i walnął mnie poduszką bo już usypiałam.
Wyciągnął mnie z pokoju, byłam w bokserce, spodenkach i na dodatek potarganych włosach. Ale nie pozwolił mi się bardziej ubrać.
Stanęłam na schodach.
-Lou powiesz mi w końcu do jasnej cholery co ty tutaj robisz?
Zaśmiał się i spojrzałam w dół do kuchni w której siedzieli przy stole reszta zespołu i na dodatek Emma.
-What the..
-Margaret nie waż się dokończyć! Twoje słownictwo i tak już nie zna granic.
A jeśli o tym mowa wczoraj powiedziała mi że mam jaśniebiałą bluzkę. - rzekła do reszty i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Ktoś mnie oświeci o co tu chodzi?
-Nie cieszysz się że nas widzisz? - udał smutną minę Malik co mnie troszkę rozśmieszyło.
Zbliżała się dopiero 8, więc co oni.. jak oni ściągnęli Zayna z łóżka!!
Harra wyszedł z pokoju słysząc krzyki i śmiechy. Jego reakcja była podobna do mojej.
-O Mój Boże. - i przetarł oczy. Lou zszedł na dół a ja stałam obok brata.
-Wiesz co oni tu robią? - szepnął żeby nikt nie słyszał.
-Nie mam pojecia, teraz mnie obudzili.
-Nie stójcie tak, chodźcie na śniadanie.
Odwróciliśmy się na pięcie wracając do pokoju, powiedzieliśmy im tylko że idziemy się ubrać. Weszliśmy do swoich pokoi i rzuciliśmy się na łóżko mocno przykrywając.
Usnęłam, przeczuwam że Harry też. Po jakiejś godzince do pokoju znowu ktoś wszedł i szarpał mnie za rękę. Trzymałam się deski od łóżka żeby mnie nie ściągnął
-Zayn! Proszę cię, chcę spać.
-Ja też chciałem, bądź solidarna. Mnie zrzucili z łóżka to ty tez musisz zejść.
Podniósł mnie i zaprowadził do łazienki. Tym razem się ubrałam. O wiele lepiej się czułam. Gdy wyszłam Zayn spał w moim łóżku.
-Maaaliiik!! - krzyknęłam mu prosto do ucha.
-Nie śpie!
-Tak jak ja. - prychnęłam śmiechem i zeszliśmy na dół. Harry już siedział i zajadał
naleśniki.
-Naleśniki!?

Zleciałam na dół a Zayn podążał za mną.
-Mogliśmy jej to wcześniej powiedzieć, nie czekalibyśmy tak długo. - odparła mama.
-Dziękuję mamo. - wstał Loui odnosząc talerz. Uśmiechnęła się. Zawsze tak do niej mówił.
Tylko Liam wyjaśnił mi skąd się tu wzięli. Pierwsze powiedział że tak się stęsknili że musieli nas zobaczyć. Zebrali się i przyjechali bo i tak musieliśmy wracać do Londynu.
Ale to dopiero popołudniu. Po śniadaniu zaczęłam się pakować, nie czułam się najlepiej. Pewnie po tych wygłupach z Harrym na śniegu. Wróciliśmy do młodszych lat i rzucaliśmy się kulkami, zrobilismy iglo i aniołki na śniegu.
Najlepsze było gdy Harry zauważył jakieś fanki rzucił się na śnieg ponad 3 metrowy i kazał mi się zakryć. Przeszły i go nie zauważyły.
Wykopałam Harry'ego i był cały mokry.
-Mogłam cię oblepić śniegie i byłbyś bałwanem, chociaż nie ma potrzeby, już nim jesteś. - pokazałam mu język. Na co on wrzucił mnie do sniegu, pobiegł do domu i zamknął drzwi na klucz.
Przerwałam pakowanie, usiadłam na łóżku i wzięłam do ręki album.



Harry wszedł do pokoju.
-Oo widzę że ogoś wzięło na wspominki. - usiadł obok. - zawsze uwielbiałem światła, które były w windzie i nie przestawałem straszyć nimi ludźmi.Do czasu, gdy sam utknąłem w windzie, na trzy godziny.
-Ha ha pamiętam to jak wczoraj.
-A ja pamietam to.


  -Oj Haroldzie, nie mozesz tego pamiętać, miałeś ponad rok, prawie dwa
-Ja pamietam wszystko, nigdy nie wątp w swojego brata, pamietaj!



No i tak siedzieliśmy, pod wieczór wyjechaliśmy do Londynu, gdzie było jszcze więcej śniegu.
Zima dopadła wszystko. Ale miło było wrócić do naszego domku.
Dojechaliśmy w nocy a Emma zasnęła w aucie, Harry jak to na niego przystało nie chciał jej budzić więc wziął ją na ręce i wniósł do domu. Ściągnął kurtkę i zaniósł do jej pokoju.
Wszyscy się rozeszli. Weszłam do kuchni i zrobiłam sobie gorącą czekoladę.
Przyszedł Niall więc jemu też dałam.
-Jak tam święta? - spytał.
-Sam słyszałeś jak dzwoniłeś, rodzinka przyjechała, czepiała się o wszystko. Nawet nie spytałam jak u ciebie?
-Aa super. Miło było ich zobaczyć. Ale jeste głodny. Ty też? - spytał.
-Jadłeś w samochodzie.
-Ale jestem głodny, jesz czy nie?
-Mozesz mi zrobić, a co będziesz sam jadł. Pomogę ci. - chociaż wiedziałam że nie muszę bo Nialler wszystko zje.


sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 6

Lou wyszedł wkońcu z toalety ale rozglądał się jakby myślał że zaraz coś na niego spadnie czy coś uderzy.
Bardzo mu się podobała niespodzianka ale miał nas dosyć za poranek.
Dj Malik zapuścił muzykę i tańczyliśmy. Siostry Louisa biegały, śmiały się.
Widok Tomlinsona przytulającego się do rodziny sprawił że uroniłam łzę tańcząc z bratem. On nie zbyt wiedział o co mi chodzi. Pokazałam mu go.
Rzadko się widują, więc nie dziwię mu się. Teraz będą mieli ponad tydzień dla siebie.
-Harry pamiętaj o samolocie. Trzeba pilnować czasu.
-Siostra czy ja cię kiedyś zawiodłem? - spytał.
-Hmm...
-Dobra, nie odpowiadaj. - powiedział szybko i zaśmialiśmy się.
-Leć do swojej dziewczyny. - popchałam go i usiadłam obok Liama. Oparłam głowę o jego ramię.
-Stało się coś? - spytała siedząca naprzeciwko mnie Danielle.
-Niee, trochę źle się czuję. Nie mogę się doczekać aż wrócimy do domu. Do mamy.
-Też o tym marzę. - poparł mnie Liam.
-Ale ten czas leci, dopiero co was poznałam i byliście dla mnie jak bracia.
-Wzajemnie, ale ty byłaś bardziej naszą siostrą z Emmą.
-Czas szybko leci, można powiedzieć że dopiero co zespół powstał. X- Factor.
Piękne. - przymknęłam oczy.
-Dlatego trzeba korzystać z życia jak należy, i mieć co wspominać. - dodał Payne.
Podniosłam głowę i wypchałam ich żeby poszli tańczyć i walczyć o wspomnienia. A ja usiadłam koło Perrie i podziwiałyśmy Nialla który tańczył z jedną z bliźniaczek.
-Słodko wyglądają. - powiedziała dziewczyna Malika.
-Prawda? Ale mnie nogi bolą, a tu jeszcze do domu trzeba wrócić. Ty jedziesz do Malika na święta?
-Tak, tak. - odpowiedziała.
Niall poleciał coś przed 8 bo miał dalej do domu niż my.
Nie zauważyłam kiedy wybiła 9. Zebrałam towarzystwo i poszliśmy się pożegnać z Louisem. Był nam bardzo wdzięczny za to całe przygotowanie.
Wsiedliśmy każdy do innego samolotu. Ja zostałam z Harrym i Emmą w samolocie do Holmes Chapel.
Em wróciła do siebie a my stanęliśmy z Harrym przed domem i zobaczyliśmy ile w środku ludzi.
-Chyba będzie nas więcej niż ja o tym wiem. - rozejrzał się brat.
-Chybaa.
Weszliśmy do środka.
-Mama! - rzuciliśmy się oboje. I za tym tęskniliśmy najbardziej.
-Moje dzieci. Jak się stęskniłam.
-My też. - wdarł mi się Harry.
Przywitałam się z rodzinką i nastała pora której nie lubię. Składanie życzeń.
Zaczęłam od Hazzy.
-Ja pierwsza! - zawsze się o to kłóciliśmy. - Więc, Haroldzie. - zaczęłam i zobaczyłam uśmiech na całej twarzy. - nie rozśmieszaj mnie.
-Zawsze się tak uśmiecham.
-Życzę ci duuuuużoooo miłości. Powodzenia z Emmą, nie wiem jak to wytrzymujesz ale spooko. Żeby wasza kariera jeszcze bardziej się rozwijała. Żebyście mieli jeszcze więcej fanek. Dużo zdrowia. I pamiętaj że masz najlepszą siostrę na świecie. - rozczochrałam mu loki. Zaczęliśmy się kłócić i śmiać. Popychać na żarty i on mi je rozczochrał.
-Ja ci życzę fajnego chłopaka?
-Tsa..
-W trzech słowach? Blondyn, lubi jeść, jeść, jeść, spać i puszczać bąki.
-Harry!
Nie zauważyliśmy kiedy zrobiła się taka cisza w domu chyba już jak zaczęłam go czochrać. Wszystkie oczy były zwrócone na nas. Mama stała i zawzięcie się uśmiechała mając w oczach błysk. Była szczęśliwa że jej dzieci wróciły do domu.
-Zmieńcie dilera albo się podzielcie. - zawołał kuzyn i dostał od żony w głowę.
Jeszcze trochę się powygłupialiśmy z Harrym ale jakaś wujek powiedział żebyśmy przestali bo zjadłby coś. Więc skończyliśmy i usiedliśmy do stołu.














Po kolacji zaczęli rozmowę o mnie i o Harrym, że nigdy nie ma nas w domu. Ciągle wyjeżdżamy, prowadzimy nie zdrowy tryb życia, nic nie jemy, siedzimy przed telewizorem. Nawet nie miałam siły tego słuchać, Harry spojrzał na mnie tak że wiedziałam że on tez nie może tego słuchać. Na szczęście wujek zmienił temat ale nie wyszło na dobre. Kłócił się ze mną, że nie zaprosiłam go na mecz, wtedy co miałam mistrzostwa. Powiedziałam że wysłałam mu maila a że mu nie doszedł to nie moja wina, więc zaczęli temat że mamy telefony a ich nie używamy to po co nam one? Wybawił mnie telefon.
-O proszę. - skomentował wujek. Nic nie powiedziałam tylko wstałam o stołu i poszłam na górę.
-Hej Niall.
-Hej Meggie. Już się stęskniłem za wami, za chodzeniem Hazzy bez ubrań, żartami Louisa, komentowaniem Zayna, opiekuńczością Liama. I za tobą.
-Ja też, dopiero przyjechałam i już kazanie mam. - poskarżyłam się.
-Niech zgadnę... o telefon?
-Bingo. - odpowiedziałam i do pokoju wpadł Harry
-Daj mi z nim pogadać muszę mieć wymówkę.
Dałam na głośnomówiący ale niestety Horan nie mógł długo gadać.
Pożegnaliśmy się w niestety musieliśmy wrócić na dół bo już nas wołali.
-A ta twoja dziewczyna Harry yy?
-Emma. - odpowiedział.
-Tak tak, dalej jesteście razem?
-Tak.
-Wytrwałeś?
-Jasne.
-Bo oczywiście. - wywróciłam oczami bo wiedziałam że temat wróci na mnie.
-Meggie dalej bez chłopaka, co ty robisz wogóle? Patrz ile masz lat. - powiedzieli, musiałam przymknąć oczy i wsiąść głęboki wdech żeby nie wybuchnąć.
-18. - odpowiedziałam. - prawie 18.
-Najwyższa pora.
-Nie dziękuję, poczekam, nie biorę pierwszego lepszego. - odpowiedziałam.
Właśnie tego nie lubię w mojej rodzinie. Wywróciłam oczami i na szczęście się odczepili. Przynajmniej narazie. Następną ich ofiarą (bo tylko tak to można nazwać) była kuzynka. Rok młodsza ode mnie. Kochałam ich ale chciałam żeby już wyszli.
Zebrali się koło północy. Wstałam ich pożegnać.
-Paa! Będziemy tęsknić! - krzyknęłam po czym dodałam do Hazzy. - nie za bardzo nie?
-Wkońcu spokój . - odpowiedział braciszek który jak tylko zamknęłam drzwi opadł ze zmęczenia na kanapę.






 








______________________________________________________________________________
 Taki nie planowany rozdział się pojawił. Obudziłam się przed 5 i dostałam weny a mam taką pamięć że do rana bym zapomniała wszystko więc napisałam rozdział i teraz go przepisuje.
Massive, Massive, Thank You Marta (www.unusual-direction.blogspot.com) za to że jakoś ze mną wytrzymujesz. Ostatnio mam taką wenę że mogłabym dodawać rozdziały dwa razy dziennie. Ale cieszę się i piszę póki jest, bo jak się skończy to koniec. Zapraszam na jej bloga i na:
www.steal-heart.blogspot.com (też jej)
www.superhuman-is-here.blogspot.com  (mój)

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Rozdział 5

Nieubłagalnie zbliża się 24 grudnia, święta i urodziny Tomlinsona.
Czas nie stanie w miejscu, my stoimy. Kompletnie niezorganizowane są jego urodziny od czasu jak Emma się wygadała.
Więc leżąc teraz w łóżku zastanawiam się co by można było dla niego wymyślić, jaką impreze?!
-Mam! - powiedziałam sama do siebie, chwyciłam z biurka kartkę, ołówek i zeszłam do salonu.
Wszyscy już spali, kto mądry szwęda się o 2.30 po domu. No tak. Ja.
Do rana bym zapomniała a musiałam to naszkicować.
Pomyślałam sobie żeby zrobić dla niego potańcówkę, a na sali będą wszędzie paski i marchewki.
I to najlepiej w Doncaster, bo Loui i tak jedzie do domu na święta.
Chociaż te jego urodziny w święta i tak wszystko komplikują bo musimy jechać do rodzin ale to wymyśliliśmy że potem wsiądziemy w samoloty i każdy poleci do siebie.
-Meggie czy ty nie możesz niczego robić w dzień? - spytał Niall schodzący po schodach.
-W nocy mam lepsze pomysły. - usiadł obok mnie. - patrz co wymysliłam, potańcówkę, paski, marchewki. Niall! - szturchnęłam go jak zobaczyłam że prawie usnął.
-Nie nie nie śpie. No tak tak.
-Nialler może powiem ci to jutro gdy już będziesz kontaktował o co chodzi?
-Ja wszystko pamiętam. Wody?
-Chętnie.
-No i myślę że to dobry pomysł. Tylko to nie może długo trwać. - powiedział Horan.
-No będzie jego rodzina, przyjaciele z miasta to poprostu my wyjdziemy kiedy już będzie pora a oni zostaną.
-Ok.
Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam.
***
Alice-Harry patrz, jacy słodcy - pokazałam mu śpiącą Meg i Nialla.
-Trzeba ich obudzić.
-Uspokój się, przecież nic złego nie robią. Wyłaczę tv a ty idź na górę, żeby ich nie budzić.
***
Obudziłam się gdy Niall przywalił mnie swoim cielskiem. Próbowałam się wydostać, skończyło się tak że przyjaciel z hukiem spadł z łóżka. Nawet go to nie obudziło.
Wzięłam koc przykrywając się.
-Nie ma tak. - wstał i wrył się po drugiej stronie, próbując odebrać mi koc.
-Nialler!
-Superman is here! - przybiegł Loui i usiadł na moich nogach.
-Yhy super. - pomyślałam.
-Co kochani już 11 pora pora ruszyć tyłeczki bo śniadania nie ma.- odparł Lou.
-To kochany rusz tyłeczek z moich nóg i skocz do sklepu.
-Och.. na nikogo nie można liczyć.
-Umiesz liczyć licz na siebie. - rzekłam.
-Ty Styles. Mądralińska się znalazła.
-Idź a nie marudź. - wypchnęłam go.
Poleżałam jeszcze chwilę i stwierdziłam że chyba wstanę. Za oknem w dalszym ciągu śnieg śnieg i śnieg. I dalej sypało. Emma się cieszyła przynajmniej. Ja wręcz przeciwnie.
Jakoś tolerowałam zimę ale w porównaniu z letnim wygrzewaniem się w promieniach słonecznych wygrywało to drugie.
Cóż za szaleństwo rozmyślać w zimie o wakacjach.
-Louis!!! - usłyszałam krzyk i zlatującego po schodach Zayna.
-Wyszedł do sklepu.
-O hej. Dawno?
-Nie.
-Czyli wróci za dwie godziny. - odparł.
-Stało się coś że tak go szukasz?
-Pochował mi gdzieś nasze zdjęcia na laptopie i wszędzie są jego. Na pulpicie na wygaszaczu. W folderach nawet na telefonie mi pozmieniał.
-Ha ha. - wolałam skomentować to lekkim śmiechem.
***
2 dni później.
Wczoraj pojechałam z Niallem do Doncaster przygotować wszystko. Mieliśmy duże wsparcie od jego rodziny. Wszyscy chcieli się przydać. Miejmy nadzieję że naszemu najstarszemu żartownisiowi się spodoba.
24 grudnia. Lou zszedł z bagażami na dół i zbierał się do wyjścia. Jeszcze nikt mu nie złożył życzeń. Ani nie mieliśmy zamiaru podejść i się pożegnać. Loui wyszedł trzaskając drzwiami.
Wzięliśmy już spakowane walizki i pobiegliśmy do samochodu żeby jak najszybciej dojechać na lotnisko. Paul odwoził Louisa i specjalnie jechał powoli, żeby się spóźnili na samolot.
My bezpiecznie wsiedliśmy do środka a Lou czekał jeszcze pół godziny na następny samolot.
Gdy dojechał pod dom nikogo nie zastał. Na drzwiach była tylko naklejona karteczka z adresem. Poszedł pod wskazany adres.
Wszedł i ujrzał całą sale w marchewkach i paskach. A wokół samych bliskich.
-Cześć stary.
-Ty. - podszedł do Liama nasz jubilat. Daddy wyciągnął zza pleców mały, próbny tort i walnął go w twarz. Tomlinson dostał napadu śmiechu, przytulił wszystkich i poszedł umyć twarz. Tylko usłyszeliśmy: - Debile, wszędzie debile.