niedziela, 6 października 2013

Rozdział 18

Obudziliśmy się w domu. Nie bardzo pamiętam jak się tu dostaliśmy.
Przebudzając się uderzyłam Emme w nos, przez co zaczęła się jej lać krew.
-Fuck, Meggie!
-Sorry, ale co ty robiłaś w moim łóżku? - spytałam.
-Myślisz, że pamiętam?
Wychyliłam głowe z łóżka i wszyscy tu leżeli.
Wszyscy prócz mojego brata.
-Gdzie Harry? - zadałam pytanie.
-Nie mam pojęcia. Pomożesz mi z krwią?
-Wiesz, że się brzydze i mdleje. Ejj Malik. - szturchałam go. - weź rusz dupe i jej pomóż.
Ale Zayn nie zamierzał wstać, nikt chyba nie zamierzał. Głowa mnie bolała.
Miałam jeden mały plan.
-Kreeeew! - krzyknęłam.
Wszyscy się zerwali, prócz Malika oczywiście. Ten to się nie ruszy.
Liam poszedł jej pomóż, a ja ściągnęłam pościel z Louisa i przykryłam się po same uszy.
-Nie ma tak dobrze, młoda damo. My wstajemy to ty też. - wyciągnął mnie Payne.
Zeszliśmy na dół.
-Dobry Dzionek! - wpadł Harry.
-Kawaaa. - rzuciła się na niego Emma.
Widzę, że na szczęście już jej przeszło.
Harold miał coś dobry humor, ciekawe co za tym wszystkim stało.
Znając mojego braciszka wolę nie wiedzieć. Naprawdę.
A Emma była maniaczką kawy, ciągle kawa kawa kawa kawa...
Nie wiem jak tak można xD
-Mam wspaniałe nowinki dla mojej ukochanej siostrzyczki. - uśmiechnął się, że wszyscy mogli podziwiać jego dołeczki.
-No ja nie chce wiedzieć.
-Ależ chcesz. - odparł.
-Nieee. - pokręciłam głową.
-I tak ci powiem.
Tego się obawiałam.
Ale pierwsze musiałam wziąść łyka wody. Kac morderca nie ma serca.
-Otóż jedziemy dzisiaj do cioci Bridget, twojej ukochanej cioci. Ma dzisiaj urodziny.

-Meggie! -powiedzieli chórkiem.
-Cioci Bridget? - przełknęłam śline.
-Tak, zbieraj się bo za chwile wyjeżdżamy, jest 1 po południu. - rozkazał.
Czy to mi się śni? Tak, to tylko zły sen, to jest koszmar!
Chłopcy współczując wsadzili mnie w samochód Harolda. 
Musiałam tam jechać. Sami się przekonacie dlaczego nie chce.
Przynajmniej są jakieś plusy, dawno nie byłam w Leeds.
-Co ty taka niemrawa? - spytał Hazza.
-Jestem zaskoczona twoim wczorajszym zachowaniem.
-Niespodziewałaś się, nie? Ustaliłem wcześniej wszystko z Taylor. Żeby Emma wiedziała jak ja się czułem, gdy ona była w USA.
Niestety podróż szybko minęła. Stanęłam pod drzwiami ciotki.

Otworzyła i z wielkim uśmiechem wyściskała Haroldowi policzki. Nie nawidził tego, zresztą jak ja.
-Jak miło Was widzieć. - zaczęła.
-Ciocię również. - odpowiedziałam z lekkim uśmieszkiem.
-Margaret znowu używałaś lokówki, mówiłam ci jak to psuje twoje włosy.
Zaczyna się...
-Wiem, że ciocia mówiła, ale mi się tak podoba.
-Podobać ci się może, mi się podobają zielone włosy a jakoś się nie przefarbuje.
-A ładnie ciocia by wyglądała. - odparłam. - Proszę, kwiaty dla cioci.
-Nie szkoda Wam pieniędzy?
-Dla cioci nigdy.
-Dziękuję Haroldziku.
Weszliśmy do środka, dopiero przyjechaliśmy a mnie już irytowały jej teksty.
Uwielbiała mojego brata, mnie nie koniecznie. Tak on był mądry, sławny, przystojny...
Najważniejsze to nie wyjść z siebie. Kilka głębokich wdechów i wszystko będzie okey.
-Ty coś w ogóle jesz dziecko?
-Jem. - odrzekłam.
-Chyba zbyt mało, zaspana, o której wczoraj poszłaś spać?
-Dokładnie to ciociu nie..
-Około północy jak wróciliśmy z koncertu. - bronił mnie Harry.
-Nie mieliście wczoraj koncertu, więc nie kłam mnie mój chłopcze.
No tak ciotka jest na bieżąco z wszystkimi koncertami.
Czasem ona lepiej od nas wie gdzie się znajdujemy. Ma twittera, facebooka, własną stronke.
Na dodatek prowadzi bloga.